Wiosłowanie. W powszechnym rozumieniu naturalna forma ruchu, wykonywana w celu przemieszczenia po wodzie sprzętu pływającego przy pomocy jednego, lub kilku wioseł.
Zrozumiałe. Ale, z czym zazwyczaj się to kojarzy?
Wielokrotnie przekonałem się, że zdecydowana większość osób, mówiąc o wiosłowaniu, miała na myśli wiosłowanie na kajaku. Uważam to za naturalne, ponieważ dostępność tej formy spędzania wolnego czasu jest nieporównywalnie łatwiejsza od możliwości wiosłowania na łodzi. Ponadto krajowy zasięg wioślarstwa, w stosunku do kajakarstwa jest zdecydowanie skromniejszy. Wynika to z konieczności posiadania bardziej wymagającej infrastruktury w postaci niskich, utrzymujących stałą wysokość nad lustrem wody pomostów, długich, prostych i zasłoniętych od wiatru akwenów czy hangarów mogących zmieścić łodzie mierzące nawet około 18 metrów.
Inaczej sprawa ma się z wioślarstwem halowym, niewymagającym żadnego specjalnego zaplecza, i które może być uprawiane wszędzie. Tak na otwartym powietrzu, siłowni, eleganckim salonie, korytarzu czy w piwnicy. Sportowa, czy nawet turystyczna łódź wioślarska, jako spadkobierczyni starożytnej galery i drakkaru wikingów, w odróżnieniu od kajaka, była zawsze konstrukcją skomplikowaną, wymagającą precyzji i długiego czasu wykonania, a co za tym idzie, musiała być droga. Tak zostało do dzisiejszych czasów. Dotyczy to również różnicy w obrazie ruchu wiosłowania na łodzi i kajaku oraz usytuowania zawodnika w stosunku do kierunku przemieszczania się sprzętu. Wioślarze, jako jedyni wśród sportowców pokonują dystans, będąc odwróceni plecami w kierunku przemieszczania się sprzętu. Jest to szczególne utrudnienie wymagające od zawodnika wyjątkowej precyzji wiosłowania i sterowania, odpowiedzialności za bezpieczeństwo własne, sprzętu oraz innych użytkowników dróg wodnych.
Wiosłowanie na sportowej jedynce można porównać do gry na skrzypcach.
Wiosłowanie na kajaku (jeśli utrzymasz równowagę) to po prostu gra na bębenku.
Każdy potrafi bębnić bez specjalnego przygotowania i wydaje mu się, że opanował grę na perkusji, ale nikt nawet nie pomyśli o tym, aby udawać skrzypka w orkiestrze symfonicznej. Tak się składa, że części świata, gdzie uprawia się wioślarstwo na wysokim poziomie, znajduje się w strefie klimatu umiarkowanego. Oznacza to, że okres jesienno – zimowy i wczesna wiosna, pod względem warunków zdrowotnych i bezpieczeństwa zawodników nie sprzyja wiosłowaniu na wodzie. Szczególnie osobom początkującym. Od początku istnienia wioślarstwa sportowego, starano się skonstruować urządzenie zastępujące w wymienionych okresach wiosłowanie na jeziorach i rzekach. W tym zakresie historia notuje dziesiątki, najróżnorodniejszych pomysłów z odwróceniem wioślarza włącznie (film Wydział pościgowy!). Z tych, które sprawdziły się w praktyce i funkcjonują, jako zabytki do dzisiaj są specjalne, zamknięte pomieszczenia zwane basenami wioślarskimi, w których wioślarze siedzący w rzędzie w betonowym lub drewnianym ”korycie”, wiosłują specjalnymi wiosłami w wodzie – zdarza się, że napędzanej sztucznie turbiną, co stwarza wrażenie płynięcia łodzi oraz podobne urządzenia, ale pływające, które stawiano przy pomostach na rzekach lub jeziorach. Konstruowano również urządzenia przenośne, umożliwiające naśladowanie ruchu wioślarza w łodzi, wodę zstępując oporem mechanicznym. Następnie wprowadzano opór z udziałem energii elektrycznej. Pomimo możliwości regulacji oporu, wszystkie urządzenia miały zasadniczą wadę. Zaprogramowany, stały opór nie odzwierciedlał charakterystyki wykonywanego pociągnięcia wiosłem w czasie płynięcia po wodzie. Na przenośnych ergometrach można do chwili obecnej ustawić opór mały, średni lub duży, lecz zawsze jest to opór stały, co nie jest identyczne z charakterystyką oporu występującego na wiośle w trakcie wiosłowania na łodziach sportowych. Na wiosłach wraz ze wzrostem siły pociągnięcia opór narasta, ale można również przeciągnąć wiosło przez wodę przy użyciu minimalnej siły. Umiejętność wykorzystania zjawiska narastania oporu, jego utrzymania i zaakcentowanego zakończenia ma zasadniczy wpływ na szybkość płynięcia łodzi. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, jakie to ma znaczenie w sporcie. Rewelacyjnego rozwiązania przeniesienia efektywnego wiosłowania z wody na ląd, dokonali w 1981 roku amerykańscy wioślarze, inżynierowie, bracia Dick i Pete Dreissigacker, wspomagani przez swojego kolegę Johna Williama, którzy z postawionego „do góry nogami” roweru, wymontowali przednie koło, rozpięli łańcuch, montując na jednym z końców drewniany klocek odpowiadający długością, szerokości barków wioślarza, na drugim mocując gumę ściągającą łańcuch po dokonanym pociągnięciu. Na napędzanym otwartym łańcuchem tylnym kole, zamontowali poprzecznie blaszane łopatki. To właśnie one, stanowią o innowacyjności i prostocie pomysłu uzyskania oporu zgodnego z tym, jaki występuje przy wiosłowaniu na łodzi. Wykorzystane jako opór powietrze, niebędące niczym innym jak tylko „rzadszą wodą” spowodowało, że wynalazek nazwany ergometrem wioślarskim zagościł oprócz klubów wioślarskich całego świata, również w ekskluzywnych fitness klubach, prywatnych mieszkaniach oraz u wielu wybitnych zawodników innych dyscyplin sportu. W odróżnieniu od roweru, biegu czy pływania, ergometr wioślarski, podobnie zresztą jak narty biegowe, są sprzętem wyższej kultury sportowej, zaakceptowanym przez wielu światłych trenerów innych sportów, służącym do kształtowania wytrzymałości tlenowej, dyscyplin związanych z wytrzymałością, jak i skutecznemu spalaniu tkanki tłuszczowej. Na rynku urządzeń sportowo rekreacyjnych panuje wielki zamęt, ukierunkowany na ogłupienie kupującego przy pomocy mnogości parametrów technicznych zachwalanego sprzętu, wykorzystujących jego łatwowierność. Rewelacyjny produkt amerykańskich konstruktorów swoją stosunkowo wysoką ceną, prostotą wyglądu i podejrzanie prostym rozwiązaniem oporu staje na straconej pozycji ze znacznie tańszymi, drapieżnymi w kształcie i posiadającymi opór elektryczny lub elektromechaniczny, ergometrami wioślarskimi innych popularnych na świecie firm produkujących urządzenia rekreacyjne. Dla laika nieznającego istoty prawdziwego wiosłowania, zbędna mnogość możliwości odczytu technicznych wariantów wykonanej pracy, zawsze bardziej będzie oddziaływał na wyobraźnię kupującego, niż rewelacyjnie prosty i oddający istotę smaku wiosłowania – opór powietrzny. Trudno się jednak dziwić, że jeśli ktoś nie złowił i nie jadł nigdy pstrąga żyjącego w warunkach naturalnych górskiej rzeki, nie widzi różnicy w stosunku do żywionego granulatem.
Na czym jeszcze – moim zdaniem, polega rewelacyjność ergometru. Wieloletnia praktyka w zakresie nauczania początkujących pozwoliła mi na zmodyfikowanie sposobu nauczania na tyle, że pozwala na właściwe zaprogramowanie układu nerwowo – mięśniowego ucznia tak, aby nauczany rozumiał swoje ciało i potrafił połączyć wszystkie elementy cyklu wioślarskiego z zachowaniem struktury przestrzenno – czasowej. Mówiąc inaczej – „diabeł tkwi w szczegółach”.
Otóż ergometr wioślarski pozwala na to, aby tradycyjną metodykę nauczania wiosłowania „postawić na głowie”. Co mam na myśli? Ucząc kogoś wiosłowania na łodzi, zaczynamy od ruchu rąk. Zegnij ręce… Wyprostuj ręce…Zegnij ręce…Naciśnij doręczne w dół…Wyprostuj ręce…Obróć wiosła…itd. Następnie dołączamy tułów. Po opanowaniu wiosłowania rękami i tułowiem dołączamy najtrudniejszy z elementów cyklu wioślarskiego, jaki stanowi praca nogami. Takie postępowanie jest naturalne i zgodne z warunkami stworzonymi przez zamknięty układ, w którym występują: woda, jedno lub dwa wiosła, odsadnia, łódka i uczeń. Tego nie można robić inaczej. W tym miejscu pragnę podzielić się spostrzeżeniami, jakie mam z ostatniego dwudziestolecia, kiedy to zajmuję się rokrocznie przygotowaniem najmłodszych dzieci szkoły podstawowej do tradycyjnej, w tym roku już XXIII edycji Mikołajków na Ergometrach, doświadczeń z pracy z uczniami niepełnosprawnymi ruchowo, intelektualnie, wzrokowo oraz osobami dorosłymi, dla których wiosłowanie nie stanowiło życiowego celu, natomiast mnie stwarzało możliwość bezstresowego eksperymentowania. Dodatkowo w wyniku wieloletniej obserwacji regat powstało we mnie przekonanie, że w naszym kraju, nie istnieje żadna, obowiązująca wszystkich uczących metodyka nauczania techniki wiosłowania. Może to wynikać z faktu, że tylko nieliczni szkoleniowcy specjalizują się w nauczaniu napływających do klubu świeżych kandydatów na wioślarzy. Inni przechodzą wraz z grupą do wyższych kategorii wiekowych i do nauczania wracają , lub nie – po kilku latach. Temat poprawnego nauczania jest lekceważony, niedoceniany a pojęcia mylone. Powiem więcej. Dostępne materiały bardzo ogólnie mówią o metodyce nauczania. Autorzy, używając niezbyt precyzyjnych określeń mylą metodykę z opisem kolejności ruchów, jakie wykonuje wioślarz . Wskazują ich kolejność, pomijając wielokrotnie odpowiedź na pytanie: jak ma to uczeń odczuwać, jak to wykonać i jak skontrolować poprawność wykonania?
Naukę wiosłowania na ergometrze możemy rozpocząć wszędzie. Nie wymaga żadnej infrastruktury.
Ergometr wioślarski pozwala na to, aby zmodyfikować tradycyjne nauczanie wiosłowania na łodzi i nie dopuścić do powstania i utrwalenia błędów technicznych. Właściwa metodyka nauczania stanowi podstawę budującą w mózgu ucznia prawidłowe, podświadome skojarzenia, które błędnie zaprogramowane bywają nieodwracalne. Temat ten w przyszłości przedstawię szczegółowo. Ponieważ skończyłem dobrą, poznańską uczelnię, miałem mądrych wykładowców – metodyków, odbyłem wieloletnią praktykę, problem metodyki potrafię zdefiniować. Muszę jednak przyznać, że kiedyś sam nie byłem przekonany co do konieczności praktycznego stosowania ówczesnych zaleceń, co z przykrością stwierdzam, czytając po latach podręcznik KAJAKARSTWO I WIOŚLARSTWO (rok 1976), którego byłem współautorem. Niestety, problem umknął również autorom bogatego w treści podręcznika, których praca zbiorowa pod tytułem WIOŚLARSTWO (rok 2003) niedostrzeżona przy obchodach jubileuszu 100 lat polskiego wioślarstwa, należy do najważniejszych osiągnięć „złotego ćwierćwiecza” naszej dyscypliny sportu.
Ryszard Koch