Rok 2023 przyniósł dużo zdarzeń ważnych w naszej dyscyplinie. Bez wątpienia jednym z najważniejszych zjawisk o ile nie najważniejszym są narodziny wioślarstwa morskiego. Działacze PZTW w związku z rosnącym zainteresowaniem morskim pływaniem na świecie, wreszcie zapowiedzianą obecnością na Igrzyskach Olimpijskich 2028 r. w Los Angeles podjęli działania zmierzające do stworzenia profesjonalnej grupy przybrzeżnych zawodników w Polsce. Wszyscy się uczą tego rodzaju pływania. Zdobywanie doświadczenia kosztuje, a jest ono konieczne, by kiedyś próbować liczyć się w świecie. Droga do reprezentacji jest otwarta dla każdego z licencją. Wymagać to może postawienia wszystkiego na jedną kartę, bo godzić tor z falami morza będzie bardzo trudne o ile w ogóle możliwe. Odważnych sportowców z poczuciem misji nie brakuje. Otwartych na nowe wyzwania, chętnych do nauki tej niewątpliwie nowej dyscypliny. Stawiającej zupełnie inne wymagania od zawodnika w porównaniu z jazdą torową. Wszystko jest w powijakach pod każdym względem, od merytorycznego przygotowania kadry trenerskiej po wiedzę praktyczną zawodników. To będzie trudna droga, ale i wymagająca czasu. Wszyscy zaciekawieni rozwojem Coastal Rowing w Polsce, muszą uzbroić się w cierpliwość. Cierpliwość, która żywimy nadzieję, przyniesie satysfakcję kadrowiczom i kibicom.

Jakie wrażenia dostarczyły Wam Mistrzostwa Europy w wioślarstwie morskim?

Łukasz Zub:

Uczestnictwo w zawodach morskich było ekscytujące. Zmienne warunki pogodowe, czynią tę formę rywalizacji, nieprzewidywalną i wymagająca. Dodatkowo rywalizacja jest bardzo pokazowa. Trenując w młodej ekipie, mentalnie odmłodniałem. Mimo ciężkich startów i dużego zmęczenia pozytywna atmosfera wpływała na efektywniejszą regenerację. Podczas obozu spędzaliśmy dużo wspólnego czasu. Miło byłem zaskoczony współpracą z młodszymi kolegami i koleżankami. Po samym starcie nie wiedziałem czego się spodziewać, ponieważ nowością są osady mixt w wersji Beach Sprint. Sam już wcześniej uczestniczyłem w regatach w wioślarstwie morskim. Mam za sobą kilka startów w czwórce i na jedynce, ale w wersji Coastal. Byłem nawet wicemistrzem Francji na czwórce, jednak nie były to wyjazdy reprezentacyjne tylko na własny koszt. Dzięki czemu towarzyszyły temu zupełnie inne emocje.

Maria Taczek:

Wyjazd na Mistrzostwa Europy w wioślarstwie morskim był dla mnie niesamowitym przeżyciem. Jeszcze miesiąc przed ME nie miałam pojęcia, że kiedykolwiek będę miała szansę trenowania tej dyscypliny. Nie wiedziałam nawet, jak wygląda łódź morska. Jednak, kiedy zupełnie spontanicznie pojechałam na Puchar Miasta Gdańska, odkryłam, jak fascynująca jest ta odsłona wioślarstwa. Bardzo cieszyłam się z kwalifikacji na moje pierwsze w życiu Mistrzostwa Europy, tym bardziej że osada, w jakiej trenowałam z Łukaszem Zubem, dawała mi nadzieję na dobry start. Podczas treningów bezpośrednio przed startami na Mistrzostwach Europy łódka dobrze nam płynęła i bezbłędnie pokonywaliśmy tor. Jednak dużym zaskoczeniem były dla mnie warunki atmosferyczne, panujące na torze. Fale Bałtyckie są dużo mniejsze w porównaniu z falami, jakie zobaczyłam we Francji. Po starcie czasowym uplasowaliśmy się w połowie stawki, gdzie biorąc pod uwagę nieczysty przejazd, jaki wykonaliśmy, było pozytywnym zaskoczeniem. W kolejnym etapie rywalizacji są przewidziane biegi z innymi osadami. W bezpośrednim starciu z Austriakami okazało się, że nasza łódź posiada usterkę techniczną oraz zaklinował się mój wózek, co spowodowało, że od samego startu nie mogliśmy pracować nogami. Tym samym przegraliśmy bieg. Czułam się wtedy okropnie przygnębiona myślą, że nie mieliśmy szansy pokazać, na co tak naprawdę nas stać. Niestety w wioślarstwie morskim nie ma możliwości poprawy biegu, nie ma drugiej szansy. Jeśli przegrasz eliminacje jeden na jeden, odpadasz z całych regat. Mimo to cieszę się ze zdobytego doświadczenia, jakie dał mi start na Mistrzostwach Europy.

Adam Bujnowski:

Byłem podekscytowany, że pierwszy raz mogłem wziąć udział w zawodach tak dużej rangi. Po tym, jak byłem szósty po eliminacjach czasowych, zrozumiałem, że mam szansę być w europejskiej czołówce. Jak na pierwszy start myślę, że poszło mi prawie idealnie. Zabrakło mi 0.5 sekundy, żeby przejść dalej w jednej ósmej finału. Pozostał niedosyt, aczkolwiek wspominam tamten czas całkiem dobrze.

Małgorzata Król:

Trochę nie wierzyłam w swój start, dopóki nie wsiadłam do samolotu. Sama kwalifikacja na regaty była czymś wspaniałym. Startowałam z myślą wygranej, jednak po wcześniejszych kwalifikacjach na Igrzyska Plażowe, które miały odbyć się na Bali i dosłownie kilkanaście dni przed imprezą zostały odwołane. Czułam ekscytację startu w Mistrzostwa Europy, ale miałam z tyłu głowy, że znowu może się coś wydarzyć i do startu nie dojdzie. Gdy dojechaliśmy na tor, było tak normalnie, jak na zwykłej plaży. Warunki atmosferyczne były zaskakujące i nie wiedziałam, jak sobie poradzę podczas samego startu. Impreza była połączona z regatami Coastal, czyli pływaniem na dystansie. W związku z tym organizacyjnie chyba to trochę nie wyszło. Sami organizatorzy często gubili się z ustaleniami. Mieliśmy bardzo mało czasu na trening, a przecież warunki były bardzo odmienne od tych w Gdańsku. Woda była bardziej słona, a fale zupełnie nieprzewidywalne. Były to moje pierwsze regaty międzynarodowe w wioślarstwie morskim, więc prócz poznania toru i fal nie wiedziałam co jeszcze mam sprawdzać i co może mnie podczas wyścigu zaskoczyć. W po startowych rozmowach z innymi zawodniczkami wyszło, że miałyśmy podobne odczucia, co zawiodło i co wpłynęło na wynik. Uznałyśmy, że łączenie dwóch imprez na jednym torze, w jednym czasie spowodowało najwięcej problemu. W dniu startów były rozstawione dwie bramy i cztery tory, dzięki czemu impreza odbywała się szybciej, jednak wprowadzało to pewnego rodzaju zamieszanie. Było pełno bojek, flag i ludzi z obsługi, którzy wprowadzali trochę zdenerwowania. Nie czułam komfortu podczas tego wydarzenia, dodatkowy stres, chęć pokazania swoich umiejętności, ciężka pogoda i bardzo dużo rozpraszaczy nie wpływała pozytywnie. Podczas samego startu po wypłynięciu jakby mnie zamroczyło i zapomniałam, na jakim kolorze toru płynę, gdy się obróciłam nie pamiętałam, do której bojki mam się kierować. To trwało sekundę ale dla mnie to była wieczność. Szybkie szukanie w pamięci, którym torem mam płynąć, aby nie dokonać złej decyzji i nie stracić metrów. Mam dobrą orientację w terenie, poczucie odległości czy „łapanie” lokalizacji z horyzontem, ale wtedy przez chwilę zwątpiłam, ale tylko przez chwilę. Oglądając nagranie widać, jak rotowałam łódkę na właściwą bojkę, nie straciłam za wiele czasu, więc zimna głowa i szybka reakcja uratowały cenne sekundy. Po porównaniu czasów z innymi, mój bieg był najszybszy. Czułam, że płynęłyśmy jako jedyne „łeb w łeb” i tor pokonałyśmy bezbłędnie. Czeszka finalnie zajęła czwarte miejsce w Europie, a moje rywalki, gratulowały mi tak sprawnego poruszania się po torze.  Jeśli miałabym powiedzieć, czego zabrakło, to myślę, że zeszłorocznego startu, który był na wyciągnięcie ręki. Niestety nie miałam, także możliwości startu na własny koszt, co spowodowało brak szans na nabranie cennego doświadczenia, które mam obecnie.

Porównując Mistrzostwa Europy z Mistrzostwami Świata, które starty przyniosły ze sobą więcej wrażeń?

Małgorzata Król:

Zdecydowanie te z Mistrzostw Świata. Zupełnie inna organizacja, większe show, trybuny, więcej kibiców i poczucie, że tylko Ty w tej jednej chwili jesteś najważniejszy, to było wspaniałe uczucie. Był większy spokój i ład ze strony organizatorów. Porównuję to trochę do Rodeo, gdzie jesteś na wielkiej arenie, czujesz wsparcie kibiców i setki oczu skupionych tylko na tobie. Sama czułam się już pewniej, wiedziałam co chcę poprawić po ostatnich startach. Oczywiście znów pojawiły się niewiadome i rzeczy, które muszę poprawić w przyszłości chociażby z ustawieniami sprzętu. Myślę, że ilość startów będzie również definiować, kto jest najlepszy. Wygrywają Ci, co mają na swoim koncie kilka lat spędzonych w łodziach morskich, liczę, że będę mogła wykorzystać nabyte doświadczenie i rywalizować jak równy z równym w nadchodzącym roku czy kolejnych latach. I choć starty były lepsze, to poczucie presji było niesamowicie duże. Takiego stresu nie czułam na sobie od wielu lat. Było to także związane z wynikami całej grupy, gdzie niestety debel nie miał tyle szczęścia i nie wszedł do pierwszej 16tki. Nie ułatwiała sytuacji świadomość, jakie krążą opinie o wioślarstwie morskim w środowisku, że są osoby, których brak wysokich wyników nie zasmuci. Oczywiście nie powinnam o tym myśleć w tym momencie, jednak na dwie godziny przed startem wpadłam w panikę i ciężko było mi poskładać myśli. Ogromnie ważna była wtedy jedność grupy. Z Marysią byłyśmy już na drugich regatach wspólnie, bardzo sobie pomagałyśmy przez całe przygotowania i wspierałyśmy się. Tak zgranej ekipy startowej życzę każdemu. To były zupełnie inne przygotowania do startów. Tym razem mieliśmy dostęp do kuchni w mieszkaniu, dzięki czemu wspólnie gotowaliśmy ciepłe śniadania, szykowaliśmy sobie posiłki na cały dzień, bo mieszkaliśmy w innym mieście, kilkanaście kilometrów od plaży startowej. Dbaliśmy o siebie pod względem regeneracji i około startowo jeszcze bardziej. Na codzienny wyjazd braliśmy kilka toreb i plecaków, aby być gotowym na wszelkie warunki i ewentualności czy opóźnienia. Spędziliśmy ze sobą kilka tygodni, w bardzo różnych sytuacjach. Warunki w wioślarstwie morskim są dość specyficzne. Nie ma cywilizacji, siedzimy na plaży w piachu, mokrzy, brudni, często zmarznięci w mokrych lajkrach. Ludzie w Internecie patrzą i zazdroszczą, bo przecież jest piękna pogoda, słońce i tak dalej. Dla sportowców te realia wyglądają inaczej. Długo by o tym opowiadać.

Maria Taczek:

Mistrzostwa Europy w porównaniu z Mistrzostwami Świata były dużo bardziej kameralne. Czułam się nieco zdezorientowana brakiem dobrej organizacji tych zawodów, na przykład tym, że organizatorzy nie potrafili dokładnie określić, w jakim miejscu i czasie mamy możliwość zrobienia treningu przed startem, nie było wyznaczonych miejsc z posiłkami, a we Francji zaskoczyła nas „sjesta” między 13:00 a 17:00, przez co pierwszego dnia musieliśmy długo szukać miejsca na swój po treningowy posiłek. Natomiast na Mistrzostwach Świata wszystkie zasady były już jasno określone, co umożliwiło mi skupienie się na tym, co dokładnie mam robić w danym czasie. Niesamowite wrażenie wywarły również trybuny, jakie rozstawiono na plaży wokół linii startu, czy miejsce rozgrzewki, które odbywało się na torze regatowym. Głosy i spojrzenia setek ludzi, w momencie rozpoczęcia biegu, nadawały temu wydarzeniu zupełnie innego wymiaru. Ciężko mi porównać same starty, ponieważ startowałam w dwóch różnych osadach. Na mistrzostwach Europy z Łukaszem Zubem, a na Mistrzostwa Świata z kolegą klubowym – AZS Szczecin – Jakubem Sobańskim, dla którego były to pierwsze zawody międzynarodowe. Dlatego trudno mi zauważyć oczekiwany progres, ponieważ podczas drugiego zgrupowania musiałam na nowo trenować zgranie w nowym składzie i ujednolicać technikę wiosłowania.

Jakie uczucie towarzyszy wracając po latach do reprezentacji Polski w regatach międzynarodowych?

Łukasz Zub:

Powrót do reprezentacji po kilkunastu latach był bardzo miłą niespodzianką. Było dużo satysfakcji, spełnienia i pozytywnych emocji. Dostałem szansę spojrzenia na to wszystko z perspektywy człowieka, bogatszego o doświadczenia, które zdobywałem przez te wszystkie lata. Wspólne dążenie do celu w doborowej ekipie jest jednym z najwspanialszych uczuć. Gdyby ktoś mi powiedział kilka lat temu, że wrócę wyczynowo do wiosłowania i reprezentowania Polski, na pewno bym nie uwierzył. Co roku startuje w Mistrzostwach Polski w sprincie wioślarskim, ale reprezentowanie kraju ma swój urok. Codziennie trenuje, by stawać się lepszym zawodnikiem, teraz mam cel jaśniej sprecyzowany i cieszę się, że z tą myślą mogę trenować. W Ełku wykonuje treningi na siłowni, pływam na jedynce z obciążeniem. Zmieniłem nawyki żywieniowe, bardziej określiłem cele treningowe i zobaczymy, jaki przyniesie to efekt.

Małgorzata Król:

Ostatni raz w reprezentacji byłam w czasach Juniora. W młodzieżówce brałam udział w przygotowaniach zimowych czy konsultacjach jako kandydatka do kadry wagi lekkiej, ale nie startowałam na regatach. Szczerze powiem, że nie pamiętam tamtych emocji. Wtedy będąc zawodniczkom przez kilka lat, byłam przyzwyczajona do ciągłych wyjazdów i sportowego życia. Była to swego rodzaju rutyna. Teraz? Jestem zupełnie w innym miejscu. Prowadzę swój klub, posiadam pod swoją opieką przyszłość polskiego wioślarstwa, której próbuje zaszczepić miłość do wiosłowania, wypracować w nich nawyki, które sama stosowałam zbyt późno. Chciałabym, aby oni kiedyś mieli możliwość reprezentowania Polski i podczas startów myślałam o nich często. Czytałam ich gratulacje i było mi miło, gdy wysyłali mi wiadomości „Powodzenia Trenerko, trzymamy kciuki”. Chcę być dla nich przykładem, że spełnianie marzeń nie zależy od wieku, a od ciężkiej pracy. Zawsze na treningu motywują mnie do jeszcze większego zaangażowania. Myślę, że to duża motywacja dla nich i dla mnie. Dzielimy jedną pasję i możemy wzajemnie się od siebie uczyć. Druga sprawa to jestem po przerwie od trenowania. W tym czasie skończyłam studia, jestem aktywna zawodowo od 19 roku życia, obecnie mam inne wymagania od sportu i masę doświadczeń. Na nowo cieszę się z wysiłku, moja świadomość treningowa jest inna. Inaczej podchodzi się do Kadry po czasie. Podczas obozu miałam duży wpływ na plan treningowy. Tak naprawdę to my go dopiero tworzymy. Nie mamy wzorców ani utartych schematów treningowych. Obecnie w lutym mieliśmy mieć pierwsze konsultacje kadry morskiej, gdzie czekały nas sprawdziany i pierwsze zimowe testy. Niestety ze względu ograniczeń finansowych ich nie będzie. Miał być to pierwszy krok do ustalenia podstaw wioślarstwa morskiego w Polsce, jednak jeszcze musimy na to poczekać. To ekscytujące tworzyć historię. Mimo to cieszę się, że moje doświadczenie z pracy trenerskiej wpływa na rozwój tej odsłony wioślarstwa. Sam powrót mogę podsumować, że był to najpiękniejszy moment mojego sportowego życia. Bardzo doceniam każdy dzień spędzony na obozie, wypracowaną szansę i z dumą reprezentuję Polskę. Jedni po karierze zaczynają biegać, jeździć na rowerze czy znajdują inną formę aktywności, by się spełniać. Ja mam to szczęście, że wróciłam do wioślarstwa. Teraz podczas przygotowań do kolejnego sezonu, doceniam możliwość, jaka się pojawia i że wioślarstwo morskie daje szansę na rozwój i start dla starszych zawodników. Uważam, że wioślarstwo morskie jest dla doświadczonych wioślarzy, którzy mają na koncie karierę w wioślarstwie klasycznym. Start w zawodach krajowych to co innego niż reprezentacja i bez kilkuletnich podstaw wiosłowania będzie ciężko poradzić sobie nowicjuszom w tak nieprzewidywalnych warunkach. Mimo moich obaw przed startem, które towarzyszą każdemu zawodnikowi, to w torze miałam bardzo trzeźwe myślenie. Podczas dwóch sytuacji, dzięki zimnej głowie, ale i wielu sytuacjach, które trenowaliśmy na obozie, poradziłam sobie wyśmienicie z wyjściem z opresji i dlatego zajęłam tak wysokie miejsce, a mimo to trzykrotnie do wejścia do etapu wyżej zabrakło mi niespełna sekundy. Zaledwie miesiąc po Mistrzostwach Europy, a sposób poruszania się po torze, u wszystkich naszych osad, zmienił się na dużo pewniejszy. Podczas kolejnych startów będzie tylko lepiej.

Czy regaty na łodziach morskich spełniły Twoje wyobrażenia?

Łukasz Zub:

Żadne zawody, na których się nie wygrywa, nie są esencją wrażeń, których chciałbym doznać. Ze wszystkich form wioślarskich rywalizacji, tą uważam za najatrakcyjniejszą. Spodziewałem się trudniejszych warunków atmosferycznych, niestety w czasie startów, pogoda była iście plażowa. Myślałem, że będę walczył o życie, a fale były wysokie,  ale do okiełznania. Oczywiście chcę poczuć znowu tę adrenalinę i walczyć w przyszłym roku o możliwość startu w reprezentacji. Na pewno z każdym nowym akwenem będzie coraz więcej wyzwań, te w Europie mają swoje ograniczenia, jednak są miejsca na ziemi, gdzie fale są zdecydowanie wyższe. Były wypadki gdzie łodzie się wywracały, a zawodnicy tracili kontrolę nad łódką. Start czy trening w ciężkich warunkach jest konieczny, ale i bardzo ryzykowny i nie można lekceważyć żywiołu.

Adam Bujnowski:

Jadąc na Mistrzostwa Europy, spodziewałem się większego rozmachu tych zawodów. Dopiero Mistrzostwa Świata przerosły moje oczekiwania. Trybuny na kilkaset może i tysiąc osób, większe zainteresowanie włoskiej publiczności, powodowały, że z gęsią skórką brało się udział i oglądało starty innych zawodników. Każda z tych imprez miała swoje lepsze i gorsze strony, aczkolwiek myślę, że to kwestia czasu kiedy imprezy w tej dyscyplinie nabiorą rozpędu i większej popularności.

Maria Taczek:

Każde regaty na łodziach morskich są bardzo specyficzne. Warunki atmosferyczne mogą spowodować duże zamieszanie. Przykładowo, może wydawać się, że jedna z osad zaraz wygra, jednak nagle zatrzymuje ją fala, z którą nie są w stanie sobie poradzić, natomiast druga osada w tym czasie daje się ponieść innej fali, dobijając tym samym do brzegu szybciej. Początkowo myślałam, że w tej dyscyplinie powinni wygrywać najlepiej przygotowani wytrzymałościowo zawodnicy, jednak po Mistrzostwach Europy i Świata jestem zdania, że bardzo ważna jest również umiejętność odpowiedniego pokonywania boi, dobrego wejścia i wyjścia do łódki oraz ujarzmiania fal. Teraz mając o tym już duże wyobrażenie, wiem, na jakie elementy trzeba zwrócić uwagę i mam nadzieję, że w przyszłości pokażę, co potrafię.

Małgorzata Król:

Jak mówi mój kolega, była frustracja, niezadowolenia, łzy smutku i rozgoryczenie po starcie. Ale gdyby tego nie było, to trenerzy, jak i my powinniśmy się zastanawiać czy jesteśmy dobrymi osobami na dobrym miejscu. To znak, że nam zależy. Szczerze, nie sądziłam, że tak się uzależnię od łodzi morskich. Uważam, że jest to niedoceniana przez lata odsłona wioślarstwa i możemy tylko żałować, że tak późno zaczęła się rozwijać w Polsce. Same treningi są rewelacyjne, inne przeciążenia, odczucia. Wyjazdy w piękne miejsca, plażowy klimat jest uroczy. Adrenalina w surfowaniu na fali jest mocno uzależniające. Osada w łódce to jedno, ale zespół obsługujący tę osadę to jeszcze trzymacze, z którymi trzeba mieć piekielnie dobre zgranie, zaufanie i wypracowane schematy. Na obozie w Gdańsku było  nam ciężko z jednym trenerem. Tak naprawdę każda łódź potrzebuje swoich pomocników. Podczas przygotowań bardzo sobie pomagaliśmy. Na samych startach mieliśmy Trenera Patryka Pszczółkowskiego oraz Kierownika wyjazdu Rafała Zakrzewskiego, którzy zajmowali się wszystkim. Ustawianiem łodzi, losowaniem torów, reagowaniem na zmiany pogodowe czy organizacyjne, dogadywaniem się co do zmian wynajętego sprzętu oraz wypuszczeniem nas na start. Wszystko jeszcze jest w bardzo mocnym reżimie czasowym oraz byliśmy trzema niezależnymi osadami, które miały różne potrzeby w podobnym czasie. Bardzo musieliśmy ze sobą współpracować i dzięki wspólnemu zaangażowaniu mamy tak dobre wyniki.

Czy wioślarstwo Morskie czymś Cię zaskoczyło?

Łukasz Zub:

Każdego poranka byłem zaskoczony przez pogodę. Warunki atmosferyczne bywają nieprzewidywalne, a w wioślarstwie morskim odgrywają istotną rolę. Bardzo pozytywnie odbieram, mieszamy skład osad. Nigdy nie współpracowałem w łódce z kobietami, choć zdarzało się, że siedziały w niej jako sterniczki. Czasem myślałem, że wywieram zbyt dużą presję na tak młodej zawodniczce, jednak Marysia ma twardy charakter i tworzyliśmy dobrą osadę. Stwierdzam, że mieliśmy zdecydowanie za mało czasu, by się zgrać. Osady z innych krajów pływają ze sobą zdecydowanie dłużej. Samo wsiadanie do łodzi i start jest wymagająca zgrania nie tylko z partnerem z osady, ale i z trzymaczami, a dodatkowo trzeba czuć i reagować na panujące warunki. Mimo to, podczas startu wyszło nam to całkiem nieźle, pech chciał, że zaliczyliśmy falstart, a później były już tylko błędy związane ze stresem i usterką łodzi. Ludzie uczą się na błędach i my też wynieśliśmy wnioski, ale i super relację zawodniczą. Miło wspominam ten wyjazd i spędzony czas na obozie. Wioślarstwo morskie to hartowanie ciała, ale i ducha.

Adam Bujnowski:

Największym zaskoczeniem było to, kiedy zobaczyłem, jak bardzo złożony jest ten sport. Sprint, wsiadanie do łódki, slalom, nawroty, praca na falach, wysiadanie, to wymaga precyzji, żeby wszystko miało ręce i nogi. Zaskoczyła mnie też pewnego rodzaju dramaturgia zawodów w wioślarstwie morskim, szczególnie na Mistrzostwach Świata gdzie warunki wymagały ogromnej umiejętności pracy na falach. Zawodnicy się wywracali, zderzali, wyskakiwali za wcześnie. W takim ferworze walki zawody były o wiele bardziej emocjonujące.

Małgorzata Król:

Mogłoby się wydawać, że w wioślarstwie klasycznym jest dużo zmiennych. Niestety w morskim wiosłowaniu jest ich jeszcze więcej. Na pewno zaskoczył mnie brak nudy. Treningi są ciekawe, warunki na wodzie mają bardzo duży wpływ na trening. Podczas przygotowań bardzo dużo zależało od zespołu. Choć we wrześniu warunki w Polsce nie były już sprzyjające i naprawdę nieźle zmarzliśmy, na treningach to atmosfera nas rozgrzewała. Przechodnie, plażowicze, którzy do nas podchodzili z pytaniami, nagrywali nas, szukali w Internecie i do tej pory kibicują, to uzupełnienie do wioślarstwa klasycznego, którego jako dyscyplina potrzebowaliśmy już dawno. Takiego kontaktu z kibicem, chciałby każdy. Wreszcie mogliśmy porozmawiać, opowiedzieć o zasadach, a kibice mogli „dotknąć” wioślarstwa, zobaczyć sprzęt i bardzo chcieliby spróbować sami.

Maria Taczek:

Wioślarstwo morskie zaskoczyło mnie trenowaniem osady mieszanej, z zawodnikiem, który jest dwa razy starszy ode mnie. Bardzo miłym zaskoczeniem był skład kadry, w której miałam duże wsparcie i która sprawiła, że na Mistrzostwa Europy i Świata mogłam dobrze poradzić sobie ze stresem i presją, jaką wtedy czułam. Zgodzę się z Gosią, że takiej drużyny można życzyć każdemu.

Jak widzisz rozwój tej dyscypliny w latach kolejnych?

Łukasz Zub:

W związku, że wioślarstwo morskie jest oficjalnie dyscyplina olimpijska, spodziewam się dynamicznego rozwoju tej dyscypliny na całym świecie. Konkurencja będzie mocniejsza, a więc poziom rywalizacji będzie wyższy. Już podczas ostatnich regat krajowych, ode mnie z klubu startowała duża część młodzieży. Widzieli moje przygotowania i sami chcieli spróbować wiosłowania po morzu.

Maria Taczek:

Myślę, że w najbliższych latach wioślarstwo morskie zacznie cieszyć się dużą popularnością. Jest to bardzo widowiskowy i ciekawy sport, co wpłynie na jego popularność. Fakt, że ma ono pojawić się właśnie na Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles, prawdopodobnie wpłynie pozytywnie na możliwości jego trenowania, które obecnie w Polsce jest niestety nadal bardzo ograniczone. Myślę, że coraz większe zainteresowanie tą dyscypliną spowoduje również rywalizację na wyższym poziomie sportowym, zarówno w Polsce, jak i na arenie międzynarodowej.

Adam Bujnowski:

Plany wskazują na to, że dyscyplina ma się rozwijać. W nadchodzącym roku ogólnopolskie zawody mają po raz pierwszy wyjść poza Gdańsk, czeka nas Puchar Polski w Sopocie i Mistrzostwa Polski w Międzyzdrojach. Jednakże nie spodziewałbym się też fajerwerków. Samo wioślarstwo jest sportem niszowym a co dopiero jego nowa odmiana. Ma to się niby lepiej oglądać i popularyzować sport wśród młodzieży, ale ja na przykład nie zauważyłem wzrostu popularności dyscyplin sportowych takich jak skateboarding, surfing czy baseball (nowych dyscyplin olimpijskich). Dopóki przeciętny Kowalski nie zrozumie, że wioślarstwo to nie kajakarstwo i że pływamy tyłem do kierunku jazdy, to czy ktoś będzie chciał popularyzować dyscyplinę, którą mało kto pojmuje.

Małgorzata Król:

Już widać ogromny przeskok i rozwój. Ja pamiętam, jak moi znajomi z Bydgoszcz startowali ponad 10 lat temu na łodziach morskich. Były to wyprawy klubowe do Francji i bardziej rozrywka. Obecnych regat też nie da się porównać nawet z tymi z poprzedniego roku. Formuła Mistrzostwa Świata i Europy ewoluowała. Jeszcze dwa lata temu, wśród startujących zawodników byli często amatorzy, którzy sami się zapisywali na regaty lub obecni Mistrzowie Świata czy Europy, którzy nabierali pierwszych szlifów. Można było wtedy zobaczyć też weteranów i sympatyków wioślarstwa. Teraz startują doświadczeni zawodnicy, reprezentanci kraju z wioślarstwa klasycznego, olimpijczycy, medaliści Pucharów Świata, a co najważniejsze doświadczeni wioślarze morscy. Już zaczyna się systematyzować ten sport, zawodnicy mają swoje patenty, trenerzy plany treningowe, kraje swoje finansowanie oraz wyszkolony zespół. W Wielkiej Brytanii było 6 trenerów, czterech trzymaczy, ludzie od ustawiania łodzi, wioseł i przygotowania zawodników. Były też kraje, które miały starty, lajkry, noclegi oraz wynajem łodzi zorganizowane tylko na własny koszt. Co nie zmienia faktu, że zaczyna się robić coraz bardziej poważnie i profesjonalnie podczas regat i my jako Polacy nie możemy dać im uciec. Miejmy nadzieję, że od tego roku zaczną się i u nas, kreować schematy finansowania, znajdą się sponsorzy na zakup potrzebnego sprzętu, finansowanie wyjazdu na regaty oraz zawodnicy będą powoli wdrażani jako kadra narodowa, aby móc wejść w cykl przygotowań olimpijskich do pierwszych startów na Igrzyskach w Los Angeles. Obecnie jesteśmy trochę pozostawieni sami sobie i swoim przeczuciom. Nie wiemy na kiedy, mamy szykować formę, robimy to na bazie swoich doświadczeń i intuicji. Nie mamy pewności, kto będzie brany pod uwagę w przygotowaniach na obecny sezon. Oczywiście jest to zawsze niewiadoma, jak to w sporcie bywa, jednak za kilka miesięcy mamy znowu reprezentować Polskę na imprezach Mistrzowskich, a nadal brak konkretów. Nie mówiąc o starcie na Igrzyskach, gdzie sami zawodnicy i trenerzy z wioślarstwa klasycznego uważają, że cztery lata to bardzo mało czasu do szukania i tworzenia planów czy osady. Uważam, że powinniśmy jak najwięcej teraz startować, aby nabierać doświadczenia i eliminować błędy. Ujednolicić technikę wiosłowania, sposób treningu, który znacznie różni się od wioślarstwa klasycznego i zacząć budować solidną reprezentację na przyszłe lata. Od pewnego czasu szukam regat za granicą, na które chcę pojechać na własny koszt, by zbierać potrzebne doświadczenie. Bo nie ma tu sposobu na medal innego niż startowanie. Tu sprawdzą się zarówno młodzi zawodnicy, którzy mogą mieć domniemaną lepszą wydolność, jednak to z wiekiem przychodzi siła i opanowanie. To, co dzieje się na morzu jest dla opływanych, doświadczonych zawodników ogromnym wyzwaniem, a co dopiero dla juniorów czy młodzieżowców. Podczas Mistrzostw Świata startowali medaliści olimpijscy, Mistrzowie Świata i kadra bliska średniej wieku lat czterdziestu, i każdy z nich szukał sposobu na pokonanie fal, pokonanie toru w jak najbezpieczniejszy, najsprytniejszy sposób. Jesteśmy pierwszym pokoleniem tej pięknej morskiej przygody w Polsce. Miło będziemy wspominać te początki i nieopierzone schematy, ale nie możemy być aż takimi królikami doświadczalnymi, i tracić czas. Mamy umiejętności na to, by zdobywać medale, trzeba tylko dać nam szansę. Myślę, że jak wszyscy tu siedzimy, jesteśmy jednomyślni, że warto inwestować w rozwój tej konkurencji i sami dołożymy wszelkich starań, by rozwijać morskie wiosłowanie i jak najlepiej reprezentować Polskę.

Pytania zadał Marek Wejs.

Foto Julia Kowacic PZTW, jak również  zasoby obecnych.