- Początki
Zawsze chciałem coś trenować, na początku 2002 r. była to piłka nożna, jak prawie każdy młody chłopak. Miałem zawsze dobrą wydolność. W 2003 r. gimnazjum, trener Robert Januszek został nauczycielem WF mojej klasy, to on nakłonił wtedy wielu chłopaków na wioślarstwo, ja raczej niechętnie patrzyłem w tamtym kierunku. Pewnego razu trener zrobił test wydolnościowo – sportowy i na tle całej grupy wypadłem najlepiej, od słowa do słowa trafiłem na przystań. Pamiętam pierwsze odczucia, pamiętam pomyślałem – nawet fajnie sobie łódką po jeziorze popływać. Tak w zasadzie się zaczęło, a jeszcze prasa, gdzieś czytane informacje o wioślarzach, regatach, możliwość dostania się do kadry i startów, współzawodnictwa w Polsce i na świecie. Spowodowało to, że postanowiłem zostać we wioślarstwie. Zwłaszcza że chyba specjalnego talentu do piłki nie miałem, klub z mojego miasta też nie gwarantował przysłowiowej kariery. Przeszło mi co prawda przez myśl, że wrócę do piłki za jakiś bliżej nieokreślony czas, ale jak życie pokazało po trafieniu do wioślarskiego „Gopło” Kruszwica, tak zostało na przeszło 20 lat.
- Barwy Klubowe
Tu sprawa jest prosta, przynajmniej w moim przypadku. Barwy Klubowe, zawsze Kruszwickie „Gopło”, jeden Prezes, dwóch trenerów. Oczywiście bywały pomysły na zmianę barw klubowych, ostatecznie nigdy tego tak naprawdę nie chciałem. Finalnie zawsze z Panem Prezesem Stefanem Janeczkiem potrafiliśmy znajdować wyjście z trudnych sytuacji, za co tak naprawdę jestem wdzięczny, bo mogę śmiało powiedzieć, że relacje były zawsze dobre. Trenerzy Robert Januszek i Kazimierz Naskręcki, Oni właśnie budowali ducha młodego sportowca, to miłe wspomnienia.
- Wzorce sportowe
Oczywiście, pamiętam jak dziś Ateny 2004 r., dwójka lekka Sycz – Kucharski. Tak to była dla mnie osada, którą oglądając, kibicując jako już młody wioślarz, zawodnik wchodzący w ten świat, żywiłem nadzieję na powtórzenie ich sukcesów. Cieszę się, że po latach mogłem współpracować z trenerem Robertem Syczem jako kolega zawodnik a później jego podopieczny w reprezentacji. Oczywiście czwórka dominatorów a tam Adam Korol, który był dla mnie wzorem już nie tylko sportowym, ale również pod względem technicznym, podziwiałem jego styl pływania. Zawsze chciałem posiadać właśnie taką technikę. Był jeszcze ktoś, taki dla mnie wioślarz wyjątkowy z ludzkiego punktu widzenia, Estończyk Jüri Jaanson. Nie tylko posiadał technikę, która mi mówiąc kolokwialnie pasowała to jego sportowa wytrwałość robiła wrażenie, bo przecież w Atenach miał prawie 40 lat, gdy na jedynce zdobył srebro a cztery lata później w Pekinie na deblu również srebrny medal. Trzeba Pamiętać, że jego pierwsze złoto to jedynka MŚ w roku 1990, jeszcze jako reprezentant ZSRR. Obciążony problemami zdrowotnymi, ceniłem go za wytrwałość i upór w dążeniu do sportowego celu.
- Kariera zawodnicza
Ona oczywiście zaczęła się w reprezentacji wcześniej, ale szczególny był rok 2012. Trenerem został Piotr Buliński, Mistrzostwa Świata U-23, finał A dwójka podwójna wagi lekkiej i srebrny medal. Najgroźniejsi Niemcy i Austriacy, ale czuliśmy, że „pudło” musi być. Później Mistrzostwa Świata w bułgarskim Płowdiw i czwórka wagi lekkiej zdobywa złoty medal.
Wygraliśmy ½ finał i czuliśmy, że ta łódka płynie ze swobodą, że jest moc. Miałem wtedy świadomość, że jestem w idealnej formie. Tamten sezon ze swoimi wydarzeniami spowodował, że nie bardzo wiedziałem, co się dzieje. Stając na starcie obydwu finałów wiedzieliśmy, że walczymy o medale, że jesteśmy na to gotowi mimo trudnych przeciwników w torze. Tak to był dobry czas. Mówiąc nieładnie zaliczyliśmy wtedy jeszcze finał B na Mistrzostwach Europy w Varese na lekkiej dwójce podwójnej. Nadchodzi rok 2013, Trenerem zostaje Robert Sycz, 2xLM wygrywamy z Miłoszem Jankowskim („Wir” Iława, AZS AWFiS Gdańsk) Puchar Świata w Eton, później może troszkę spadek formy, ale MŚ w Korei i finał B gdzie mógł być finał A bo w ½ finale zostaliśmy, nazwijmy to z powodu technicznego na starcie i niestety nie udało się dopłynąć na pozycji premiowanej finałem A. Nie mniej szkoda, bo był w zasięgu. Kolejny sezon i totalna klapa, nie wystartowaliśmy nawet na Mistrzostwach Świata. Dyrektor sportowy zarządził zmianę i powróciliśmy pod skrzydła Trenera Bulińśkiego. W 2015 r. Mistrzostwa Świata w Lac d’Aiguebelette, bardzo mocno obsadzone zawody zresztą jak zwykle w wadze lekkiej. Wygrany finał B co dało kwalifikację na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Spokojna głowa podczas przygotowań, wszystko co trzeba było zapewnić, Polski Związek zapewnił. Pierwsze Igrzyska, wtedy daliśmy z siebie maksimum tego co mogliśmy dać. Finał A ukończony na szóstym miejscu. Może i było coś jeszcze do poprawienia, jak to się mówi, zawsze coś jest. Wtedy jednak myślę, że na tyle było nas stać. Oczywiście, później usiedliśmy sobie na po startowe analizy z trenerem Bulińskim, którego cenię i szanuję za wiedzę. Trener miał swoją wizję my też, jak to się mówi, swoje wiedzieliśmy. Troszkę wzajemnych uwag było, ale kto by ich nie miał jak oczekiwania nasze i trenera były większe. Mogę jedno powiedzieć po czasie, finał Igrzysk Olimpijskich odbył się z naszym udziałem i tego nam nikt nie zabierze. Historia zaczęła się pisać. Rok 2017 pierwsze poważne próby na skiffie. Mistrzostwa Europy, Czechy, Račice, finał A i szósta lokata. Ciekawostką w tym roku był mój udział w zawodach na ergometrach World Games. Wrocław, waga lekka, 2000 m i w finale wygrana. Może nie najsilniej obsadzony turniej, ale czasy zrobione w tej kategorii uplasowały by mnie w czołówce światowej. Mały kryzys sportowy w 2018 r. spowodowany zarzutem dopingu i ostatecznie 12-miesięczną dyskwalifikacją. Sprawa dotyczyła mojego startu na Mistrzostwach Świata na ergometrze wioślarskim w Alexandrii, USA w połowie lutego 2018 r. Podczas rutynowej kontroli w trakcie zawodów w mojej próbce wykryto substancję, która została wpisana na listę WADA półtora miesiąca wcześniej. Nawiasem mówiąc, substancja ta była i z tego co wiem, nadal jest zabroniona tylko w trakcie zawodów a dozwolona na treningach. FISA powiadomiła mnie o naruszeniu w marcu 2018 r. po wynikach analizy próbki A. Groziła mi kilkuletnia dyskwalifikacja. Zostałem zawieszony do czasu rozstrzygnięcia sprawy i ruszyło ponad półroczne postępowanie dyscyplinarne przed Panelem FISA. Ostatecznie, po wielu trudach udało mi się udowodnić, że substancja, którą u mnie wykryto była w suplemencie, który kupiłem w połowie 2017 r. a więc wtedy, gdy była dozwolona. Ponadto, dzięki badaniom opublikowanym w tamtym czasie przez jednego z amerykańskich toksykologów udowodniłem również, że ani gdy kupowałem suplement, ani też później, gdy go używałem, nie mogłem wiedzieć, że w ogóle zawiera on tę substancję, ponieważ producent umyślnie zamaskował ją pod zmienioną wymyśloną przez siebie nazwą. Jak się później dowiedziałem, takie praktyki są bardzo częste na rynku suplementów i są przyczyną znacznej liczby spraw dopingowych. Jedynym moim grzechem był brak konsultacji z lekarzem co do stosowania tego suplementu. Ostatecznie sprawa kosztowała mnie 12 miesięcy dyskwalifikacji. To była sroga nauczka, wynikająca zdecydowanie z niewiedzy niż świadomego mojego działania. Okres zawieszenia został mi zaliczony na poczet kary i pod koniec marca 2019 r. znów stałem się pełnoprawnym zawodnikiem. Mogłem więc walczyć o obecność w kadrze i dalej na IO w Tokio. Bardzo chciałem wrócić i trener Piotr Buliński włączył mnie do procesu szkolenia. Musiałem swoimi stratami udowodnić, że jestem wart zaufania. W tym roku odbyły się Mistrzostwa Europy w Lucernie, jedynka i drugie miejsce w finale A. To było bardzo fajne, „wisienką na torcie” były uzyskane kwalifikacje do Tokio w austriackim Ottensheim podczas Mistrzostw Świata gdzie na 2xLM z Jerzym Kowalskim (KW Gopło Kruszwica) w finale A uzyskaliśmy szóste miejsce. Po drodze do Tokio rok 2020 poznańskie Mistrzostwa Europy gdzie debel w tym samym składzie zajmuje w finale A czwarte miejsce. Igrzyska z powodu pandemii przesunięte o rok. Na parę miesięcy przed Igrzyskami miała w mistrzostwach Europy w Varese wystartować wspomniana wcześniej dwójka. Ze względu na kontuzję Jerzego Kowalskiego „pojechałem” jedynkę i tu zająłem trzecie miejsce. Było dobrze przed Tokio. Wreszcie oczekiwane Igrzyska Olimpijskie Tokio 2021 r. Finał B i drugie miejsce. Niesprawiedliwe warunki, duża fala, silny boczny wiatr. Szanse na finał A na pewno były jednak czegoś nam w tych warunkach zabrakło. Co ciekawe w biegu eliminacyjnym na pierwszym torze jechała osada Urugwaju. Pod koniec wyścigu na ostatnich 250 m. do mety były rozstawione pływające banery, które osłaniały od wiatru tor pierwszy, co powodowało, że było tam spokojnie i gładko, zupełna flauta. My walczyliśmy z Czechami i wymordowani falą, tą walką nie mieliśmy już zwyczajnie siły na końcówkę, gdzie Urugwajczycy w tej finiszowej „ciszy” pojechali jak po swoje. O warunkach panujących wtedy niech świadczy fakt, że osada norweska wywróciła łódź. Częste zjawisko na tej rangi zawodach to nie jest. Czy byliśmy zadowoleni ? Oczywiście, że nie. To nie był satysfakcjonujący start, na pewno go nie zaliczymy do udanych. Nie mniej kolejne Igrzyska Olimpijskie z moim udziałem. Kolejne bez medalu, pewnie trochę niedosyt zostaje, bo mentalnie byliśmy gotowi na walkę i na medal. Jest to już jednak rozdział zamknięty.
- Trudna decyzja
Belgrad, Mistrzostwa Świata, 2023 r. brązowy medal w jedynce lekkiej i … ogłoszony koniec kariery sportowej. Dlaczego ? Była to trudna decyzja, z którą do końca sam nie mogę się pogodzić. Długie rozmowy z władzami PZTW, z Trenerem klubowym oraz Panem Stefanem Janeczkiem o ewentualnej kontynuacji, ale sytuacja życiowa, finansowa zmusza mnie do takiego ruchu. Do tej pory finansowo było wystarczająco, ale to się powoli kończy, dyscyplina jest nieolimpijska i sytuacja robi się zwyczajnie niepewna. Po prostu zmuszony jestem do takich decyzji i składa się na to wiele czynników. Jest to konsekwencja sportu wyczynowego, że nadchodzi moment, kiedy trzeba ogłosić decyzję o zakończeniu kariery. Chociaż tak do końca bym tych drzwi nie zamykał, jeśli będzie dobra wola i chęć ze strony Związku to może uda się jeszcze coś popłynąć w przyszłym sezonie na jedynce. Może Mistrzostwa Polski, może Mistrzostwa Świata na lekkiej. Mam jeszcze siłę, chęci i przekonanie, że stać mnie na dużo zwłaszcza na poziomie Mistrzostw Świata. Sam mogę poprowadzić swoje przygotowania i treningi, ale generalnie muszę pożegnać się z kadrowym reżimem przygotowań. Waga lekka to większe wymagania dla zawodnika, to większe skupienie na utrzymaniu wagi, czasem odwodnienie, wyczerpanie zwłaszcza dla zawodników, którzy są na granicy wagowej. Sam fakt ważenia dwie godziny przed startem jest w pewnych przypadkach dość stresującym wymogiem. Dzieje się również tak, że dyscyplina nieolimpijska traktowana jest z góry gorzej, to jest męczące. Mówię o podejściu kibica, nazwijmy to wytrawny kibic wie, jak trudna jest waga lekka.
- Relacjach zawodnik, kadra trenerska, koleżeństwo w grupie reprezentacyjnej.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że zawsze było słodko. W różnym okresie mojej kariery inaczej się to układało. Pamiętam początki lata 2010 – 2011 wtedy było najtrudniej przebić się do kadry. Byli już jacyś zawodnicy, trenerzy ze swoimi wizjami. Szkoda mi troszkę tamtych lat, bo wydaje się, że już mogłem fajnie uczestniczyć w cyklu szkoleniowym. Gorąca krew, niecierpliwa głowa, był to czas, kiedy uważałem, że zasługuje jak nikt na to, by właśnie tam być. Potem 2012 – 2013 już jestem w kadrze i szybko zapomniałem o poprzednich latach. Teraz z dystansu czasu myślę, że tak właśnie miało być, ale wtedy było mentalnie ciężko. Nadszedł rok 2014 i moja współpraca z trenerem Syczem. To był rok, który mimo naszej finalnie nieudanej współpracy dał mi możliwość przemyślenia wszystkiego, poukładania sobie. Po czasie myślę, że to był potrzebny rok. Oczywiście nie podważam umiejętności i wiedzy trenerskiej Roberta Sycza, absolutnie nie bo czas później pokazał, że trener osiągnięcia miał, po prostu nie wyszło nam i tyle. Nadchodzi 2015 r. i nowy trener Piotr Buliński. Praktycznie do dziś wspominam naszą współpracę jako bardzo poprawną, ze wzajemny zrozumieniem, prawidłowymi relacjami. Zaś relacje ze Związkiem raz lepiej raz gorzej, ale ma to chyba każda dyscyplina. Powiem tak, zarządy, ludzie z którymi współpracowałem, według mojego odczucia chcieli dobrze dla zawodników i starali się nam dobrze czynić. Problem polega na tym, że Związek ma swoje wizje, zawodnik swoje wyobrażenia. Pewnie niektórych działań, decyzji Związek nie może podjąć z różnych powodów, a my nie do końca to rozumieliśmy, co mogło tworzyć napięcia. Takimi kartami, jakimi Związek mógł „grać” to grał, ale zawsze moim zdaniem był za zawodnikami.
Relacje nazwijmy to towarzyskie z resztą kadry, raczej poprawne. Oczywiście tworzyły się małe grupki, ale to jest normalne ze względu na specyfikę dyscypliny. Wiadomo, jednych lubiło się bardziej innych mniej, ale wzajemny szacunek i umiejętność docenienia sukcesów była. W sporcie z natury jestem raczej indywidualistą i trochę takim ,,samotnym wilkiem’’ dlatego nie szukałem zażyłości. Z partnerami osadowymi zawsze miałem prawidłowe stosunki.
- „Demony”
Demony startowe ? Raczej nie, miewałem stres owszem, ale ten motywujący. On mnie spinał pozytywnie. Zazwyczaj zawody były mocniejsze od treningów. Nigdy mnie nie dręczyły żadne demony, nie miałem rytuałów przedstartowych. W moim przypadku zdecydowanie pomogła i pozytywnie uruchamiała mnie wiara. Jestem osobą wierzącą i tu chyba zawdzięczam spokój głowy i startowe opanowanie. Oczywiście stres zawsze występował. Ciekawe jest to, że na Mistrzostwach Świata był on większy niż na Igrzyskach. Przecież od tych mistrzostw zależała kwalifikacja, tak wtedy napięcie było chyba silniejsze. Zwłaszcza że finał dawał przepustkę, a w finale B tylko wygrana. Zrobiliśmy jednak finał A, więc chyba ten stres wtedy mi pomógł. Igrzyska wbrew pozorom bardziej mnie otworzyły, człowiek już wiedział, że walczy tylko z przeciwnikiem a mniej z samym sobą.
- Reasumując
Powoli „gaszę” zawodnicze światło, ale powoli, bo plany jakieś jeszcze są. Nie chcę odcinać nagle wszystkiego, potencjał pewien jeszcze drzemie. Byłem obecny na dwóch Igrzyskach, na Mistrzostwach Świata, Europy. Jeździłem na Puchary Świata. Wracałem z tych wyjazdów z mniejszymi czy większymi sukcesami. Dawałem z siebie zawsze 100% … tak, jako zawodnik czuję, że na tyle mnie było stać. Chociaż oczywiście jakiś niedosyt w postaci braku krążka olimpijskiego jest, ale to już było. Sport mnie wychował, sport spowodował, że po przekroczeniu trzydziestki czuję się, jakbym miał dwadzieścia lat. Umiem zadbać o siebie i swoją przyszłość. Wiem, czego chcę. Czy warto było ? Zdecydowanie tak. Najpiękniejsza przygoda życia. Cieszę się, że właśnie wioślarstwo. Sport z historią, patosem, jedna z królewskich dyscyplin. Moda wioślarska, te marynarki, druhowie, druhny. Piękna tradycja.
- Psychologia w sporcie
Zaistniał moment w mojej karierze, kiedy zauważyłem u siebie pewne niepokojące zjawisko. Byłem przesadnie skupiony na wyniku, trzeba było przewartościować myśli. Musiałem znów odnaleźć radość w trenowaniu. Gdy to zrobiłem, nagle wszystko stało się prostsze, a z tym i wyniki zaczęły się pojawiać. Czy psycholog jest potrzebny ? Tak, powiem więcej konieczny. Kadra miała takie możliwości, zawsze można było skorzystać z wiedzy psychologa. Uważam, że warto chociaż raz pójść i sprawdzić, czy może być mi to potrzebne. Zdarzyło mi się to w 2016 roku. W perspektywie były Igrzyska, coś nie do końca grało i myślę sobie – idę. Parę razy byłem, przepracowałem temat i przestałem chodzić. Wtedy mi się to przydało. Wrócę też do wiary, która jest mi bardzo pomocna. Mam problem, idę do kościoła, układam sobie wszystko w głowie, wyciszam emocje i jest dobrze. U mnie to działa. Współczesny sport jest szalenie wymagający, kiedy coś nie zadziała, jakaś zła wiadomość podczas zawodów, jakieś psychiczne zachwianie, albo na przykład poczucie, że łódka nie płynie, a do tej pory było ok, to jest ten moment, że psycholog może pomóc przepracować temat i wrócić do równowagi psychicznej. Podoba mi się określenie, że mózg to też mięsień i też wymaga treningu, ale metody są zupełnie inne.
- Przekaz
Młody człowieku, czerp z tego radość, miej z tego przyjemność, Traktuj jak zabawę, znajdź fun. Jeśli przyjdą z tym wynik, a jakieś zawsze przychodzą, będzie to wartością dodaną. Oczywiście bądź profesjonalny, uczciwy wobec siebie i współzawodników. Pracuj z trenerem, słuchaj co ma Ci do przekazania. Sukces wymaga czasu i cierpliwości, jeśli to sobie dasz, on przyjdzie. W torze masz rywala, ale poza nim możesz mieć kumpla, a już na pewno człowieka, któremu należy się taki sam jak Tobie szacunek. Trenuj i … cierpliwie czekaj.
Pytania zadał – Marek Wejs
Foto Julia Kowacic/PZTW; archiwum A. Mikołajczewski