, Zima zamyka się ostatnimi zawodami na ergometrze. W różnym wydaniu od Mistrzostw Świata po lokalne imprezy przyciągające coraz większą rzeszę narodu niezwiązanego z wioślarstwem. Nie chcemy nikogo gloryfikować, każda lokalna inicjatywa promująca dyscyplinę przez zdrowe współzawodnictwo to cenna inicjatywa. Chcemy jednak zwrócić uwagę na pewną magię, która się zadziała na naszych oczach. Wspólna rywalizacja mastersów i amatorów tworzy nową jakość zawodów. Oczywiście są imprezy rangi mistrzowskiej i te jakby ze swej natury są ubrane, nazwijmy to w gorset. Chociaż nie muszą to kwestia organizacji. Tu od lat nic się nie zmienia. Sztywna rozpiska czasowa, emocje z wyłączeniem paru biegów jak na grzybobraniu. Przyszli, przejechali i do domu. Jakby nikomu nie zależało na przysłowiowym rozdmuchaniu zawodów. Takie troszkę wewnętrzne organizacyjne nadęcie, bo przecież te zawody są rangi … itp. Tej zimy jednak coś się obudziło. Obudził się klimat, duch zawodów wioślarskich na ergometrach w wydaniu masters, a zwłaszcza amatorów, którzy na różne sposoby zapraszani są do „wioseł”, są zapraszani i przychodzą. Bawią się, cieszą, biją swoje rekordy, chodzą podekscytowani i obiecują, że za rok też tu będą. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że organizatorowi zależy na gorącej atmosferze. żeby był ten przysłowiowy fun. Co potrzebuje dyscyplina, by być? Poza sukcesami, a i to niekoniecznie. Przecież ci ludzie za moment jako amatorzy usiądą do łódek. Wyjdą z nich i pojadą podekscytowani do domów opowiadając, że zawsze uważali wioślarstwo za sport niedostępny. Jak jadąc mostem widzieli te łódeczki na wodzie czuli, że to takie odległe. Nagle okazuje się, że można, że zapraszają, że to nie prawda, że to taki sport dla wybranych. Pamiętajmy, że w okresie między wojennym rzeki żyły łodziami sportowymi i turystyczno sportowymi. Oczywiście zaraz podniesie się głos, że teraz sprzęt jest za drogi, by go „rozdawać”. Poważnie? Może warto przejrzeć zakamarki klubowe, kto wie, czy tam nie ukrywają się łajby, które pamiętają Kocerkę a może nawet Verey’a. Przecież Ci amatorzy, mastersi to sól tego sportu w zakresie jego popularyzacji. Chuchać, dmuchać  dbać i niech idzie w świat, ściągając do klubu na trening koleżankę, kolegę, przyjaciela, ojca, syna, wnuka. Złapią sportową zajawkę i będą jeździć na zawody z nadzieją, że ograją tego starszego pana, że opłyną tę starszą panią. Kto by nie chciał. Dowiecie się o tych amatorach, mastersach ze strony związkowej? Raczej nie, może czasem jakaś zajawka wpadnie. Dowiecie się za to, jaki udany był zeszły rok, a jaki był, każdy wie. Tak więc zbierają się Ci amatorzy mastersi na lokalnych imprezkach tworzą tę niepowtarzalną atmosferę. Dochodu nie dają, ale dają coś niewymiernego coś, czego się nie kupi za żadne pieniądze. Dają serce i pasję. Lokalni włodarze miast i miasteczek dokładają nawet czasem do tego. Znajdzie się czasem prywatny sponsor. Chwała Wam za to.

Dlaczego poruszamy ten temat, dlaczego dotykamy tego zjawiska? Otóż dlatego, że jak wspomnieliśmy, zimą zadziało się coś dynamicznie dobrego. Nagle na imprezach, których listy startowe wypełniało kilkunastu startujących czasem dwie dziesiątki może trzy, pojawia się prawie setka. To tylko przykład, ostatnie otwarte Mistrzostwa Warszawy na ergometrach. Atmosfera wyjątkowa, widać pracę organizatora (warszawskie TWDW przyp. red.) włożoną w przebieg zawodów. Pojawiają się ludzie z całej Polski, którzy zazwyczaj od lat widują się tylko na imprezach sportowych, ale pokazują się też zawodnicy, których wiąże z ergometrem siłownia sportowa a nie woda. Oczywiście często odwrotnie. Najpierw były próby na wodzie i w konsekwencji ergometr wioślarski. Kolejność jakby nie ma znaczenia, bo fakt zaistniały robi wrażenie i jest piękny w wymowie. Dbajmy o te społeczności, otwierajmy ich na ten rodzaj kultury fizycznej na tę dyscyplinę. Bo to Oni właśnie zaprowadzą później dzieciaki wnuki do klubów. Wy zaś kochane wioślarskie świeżynki chwalcie się osiągnięciami, chwalcie dyscyplinę niech świat to widzi.

Trzeba dodać, że swój udział we wskazanej gali emocji mieli zawodnicy z niepełnosprawnościami. Ogromna pasja, ogromna determinacja, ogromna wiara w siebie. Dobrze, że jesteście z nami.  

SKIFF

Foto za uprzejmością Andrzej Winkler – TWDW